Aktualności - Strona GłównaKolarstwo Górskie
Sprinterski wyścig w krainie Ojca Mateusza.
Za nami piąty weekend z Cyklokarpatami. Tym razem wybraliśmy się do Samborca pod Sandomierzem. Piękna słoneczna pogoda napawała optymizmem. Wszyscy mieli bojowe nastroje i zapał do ostrej walki o jak najlepsze miejsca. Jak zawsze nie obyło się bez przedstartowej nerwówki wywołanej nieoczekiwanymi psikusami, które robił nam sprzęt – a to Monice N. zablokowały się hamulce tak, że na 15 minut przed startem trzeba było skorzystać z zapasowego roweru, którego na szczęście użyczył […]
Za nami piąty weekend z Cyklokarpatami. Tym razem wybraliśmy się do Samborca pod Sandomierzem. Piękna słoneczna pogoda napawała optymizmem. Wszyscy mieli bojowe nastroje i zapał do ostrej walki o jak najlepsze miejsca. Jak zawsze nie obyło się bez przedstartowej nerwówki wywołanej nieoczekiwanymi psikusami, które robił nam sprzęt – a to Monice N. zablokowały się hamulce tak, że na 15 minut przed startem trzeba było skorzystać z zapasowego roweru, którego na szczęście użyczył serwis Kellysa, a to Mateuszowi H. będącemu już w sektorze startowym zeszło powietrze z koła, a Markowi koło nie chciało się uszczelnić i też miało w sobie mało tlenu – ot takie tam zwykłe przedstartowe ceregiele. No i wreszcie punkt 11.00 zaczęło się: 10, 9, 8 …. 3, 2, 1 i poooooosssszli. Najpierw „Gigowcy” i „Megowcy”, którzy mieli odpowiednio do pokonania 66 i 48 kilometrów tras, a 30 minut później Hobbici na swoje 33 kilometry. Jeśli ktoś spodziewał się trudnych podjazdów, karkołomnych zjazdów, skoków i technicznych singli to raczej tego w Samborcu nie znalazł. Królowały bardzo szybkie sekcje po polnych drogach i wśród sadów, trochę asfaltów i ogromne tumany kurzu – jednym słowem trasa bardzo sprinterska. Niektórzy czekali, czy gdzieś z pomiędzy drzew nie wyjedzie na swoim bike-u serialowy Ojciec Mateusz, ale chyba wybrał zacienione miejsce w ogródku piwnym na sandomierskim rynku.
Wyścig minął bardzo szybko, jazda Naszych jeszcze szybsza, a wyniki jak zawsze ostatnio bardzo dobre. Gdyby jeszcze oszczędziły nas awarie – po 2 kapcie Mateusza i Antka oraz śpiewająca sopranem przez ostatnie kilka kilometrów ośka tylnego koła naszego muzykanta Andrzeja, to wyniki byłyby mistrzowskie i Lubcza zgarnęłaby kilogramy pucharów i dyplomów. Ale nic to, jeszcze takie wyścigi nadejdą. Jak zawsze „powyścigowym” opowieściom nie było końca a przewijające się w nich mrożące krew w żyłach sceny co niektórych przyprawiały o mrowienie w plecach.
I ja tam byłem, miód i wino piłem, a com widział opisałem, aby o bohaterstwie Lubczan głośno było na całym świecie.
Do zobaczenia za dwa tygodnie w Brzozowie.
Wyniki teamu:
Nasi najmłodsi:
Mateusz Matłosz – 4 miejsce
Hobby:
Alicja Nerc – kategoria HK3 – 2 miejsce
Monika Nowak – kategoria HK1 – 2 miejsce
Monika Matłosz – kategoria HK4 – 5 miejsce
Ewa Kowal – kategoria HK4 – 7 miejsce
Magdalena Kłeczek – kategoria HK3 – 7 miejsce
Marek Kozłowski- kategoria HM4- 2 miejsce
Jan Miłek – kategoria HM1 – 8 miejsce
Grzegorz Kowal – kategoria HM4 – 46 miejsce
Mega:
Andrzej Miłek – kategoria MM4 – 5 miejsce
Mateusz Hałajko – kategoria MM3 – 19 miejsce
Antoni Matłosz – kategoria MM4 – 40 miejsce
Giga:
Mateusz Rejch – kategoria GM2 – 2 miejsce
Jacek Kłeczek – kategoria GM4 – 5 miejsce
Nasz team zajął 5 miejsce na 139 startujących drużyn, a punktowali dla drużyny – Mateusz Rejch (2 miejsce w OPEN GIGA), Jacek Kłeczek (21 miejsce w OPEN GIGA), Mateusz Hałajko (31 miejsce w OPEN MEGA), Andrzej Miłek (35 miejsce w OPEN MEGA).
Autor: Marek Kozłowski
FOTO: Kellys Cyklokarpaty, Wiktor Bubniak