Energia elektryczna w roli głównej
Dziś do gry przystąpiły po raz pierwszy w tym sezonie zespoły z I ligi. Drużynom grającym w Niechobrzu nie dopisało szczęście i dwa końcowe mecze były przerywane z powodu awarii prądu. Jeden z nich udało się dokończyć na innej sali, drugi przerwano po pierwszej partii. Pierwszy mecz na hali w Niechobrzu przebiegał bardzo spokojnie. Obie drużyny nie przystąpiły do inauguracyjnego spotkania jakoś szczególnie zmobilizowane. DRINKTEAM Rzeszów, który wcześniej grał pod nazwą […]
Dziś do gry przystąpiły po raz pierwszy w tym sezonie zespoły z I ligi. Drużynom grającym w Niechobrzu nie dopisało szczęście i dwa końcowe mecze były przerywane z powodu awarii prądu. Jeden z nich udało się dokończyć na innej sali, drugi przerwano po pierwszej partii.
Pierwszy mecz na hali w Niechobrzu przebiegał bardzo spokojnie. Obie drużyny nie przystąpiły do inauguracyjnego spotkania jakoś szczególnie zmobilizowane. DRINKTEAM Rzeszów, który wcześniej grał pod nazwą ABI podejmował ProAktyw. W pierwszej partii drużyna Proaktywu miała olbrzymie problemy z przyjęciem, co uniemożliwiało składne przeprowadzanie akcji. Sytuacyjnych piłek często nie kończyli, a jedynym jasnym punktem w ataku był Piotr Depa, który praktycznie jako jedyny ciągnął grę drużyny w tym elemencie. Drinkteam wygrał wysoko do 14, a szczególnie długo w polu zagrywki pozostawał dwukrotnie Michał Pomianek. Na początku drugiej partii sytuacja wyglądała identycznie jak w pierwszej odsłonie, z tą tylko różnicą, że przyjęcia kompletnie nie mieli zwycięscy poprzedniego seta i to oni popełnili masę błędów własnych. Z czasem poprawili grę i choć straty nie zdołali już odrobić i przegrali do 22, to dobra gra przeniosła się na kolejną partię. Na początku drugiego seta kostkę skręcił środkowy ProAktywu Michał Lelek i jego brak zaczął być widoczny w trzeciej partii. Ten set był dosyć zacięty, ale w samej końcówce odskoczyli siatkarze Drinkteamu i pokonali rywala 25:23. W czwartej partii rozbity zespół ProAktywu nie podjął już walki i przegrał do 18. Sam Piotr Depa w ataku to za mało na wyrównana ekipę rywala. Trzeba też przyznać, że drużyny chyba nie weszły jeszcze w sezon i nie zaprezentowały pewni możliwości.
Drugie starcie rozpoczęło się od zaciętej walki. Cały pierwszy set Lubcza rywalizowała punkt za punkt z WOZ BUD-em Boguchwała. Dużą skuteczność w drużynie Woz Budu utrzynywał lewo-skrzydłowy Jakub Szalacha a dobrze grą zespołu dowodził Bartek Ziemba. Boguchwalanie odskoczyli dopiero przy stanie 19:19 i ostatecznie wygrali do 21. W drugim secie gra im się jednak kompletnie posypała, doszła masa błędów własnych (szczególnie podwójnych odbić) i Lubcza, której gra się nieco nakręciła wygrała do 15, a dobrze prezentowali sie Wacław Strojek i Jakub Adamyczk. Trzeci set z przebiegu był bardzo zbliżony do tego pierwszego. Po wyrównanej walce na tablicy świetlnej widniał wynik 22:22, ale wtedy doszło do nieoczekiwanych zdarzeń, które z siatkówką nie miały wiele wspólnego. W całej miejscowości zabrakło energii elektrycznej, zgasło zatem także światło w hali. Po kilkudziesięciu minutach oczekiwania podjęto decyzję o przeniesieniu toczonego meczu do Racławówki, a do skutku miał nie dojść mecz Izol-Montu z Kopernicusem. Gdy zawodnicy Lubczy i Woz Budu pojechali do Racławówki prąd wrócił i zdecydowano, że rozegrany zostanie mecz Rzeszowian z Czudcem. Wracając jednak do omawianego spotkania. Po wzonowieniu meczu od stanu 0:0 w trzecim secie kompletnie posypała się gra WOZ BUD-owi. Gracze z Boguchwały najpierw przegrali do 18, a potem już kompletnie rozbici zaistniałą sytuacją nie podjęli walki i przegrali do 15, a cały mecz 1:3. Może tak źle podziałała na nich ta przerwa?
Szczęścia nie mieli też wicemistrzowie ligi, którzy podejmowali Kopernicusa Czudec. Najpierw długo w niepewności musieli oczekiwać na swój mecz, a gdy tylko wyszli na rozgrzewkę ponownie zgasło światło. Po chwili jednak ponownie się zaświeciło i udało się rozpocząc spotkanie. Było ono bardzo zacięte i wyrównane i mogło się podobać najbardziej spośród tych rozgrywanych w Niechobrzu. Początkowo wysoko powadził Czudec, ale wicemistrz szybko odrobił starty i trwała wyrównana walka. Rzeszowianom udało się odskoczyć na 17:13 i zdobyć nawet 18 punkt, ale błąd ustawienia zaowocował zmianą decyzji. Wydawało by się malutki błąd, a jak się później okazało miał być może kluczowy wpływ na przebieg seta. Czudec zaczął grać coraz lepiej i po emocjonującej końcówce nieoczekiwanie pokonał zwycięzce rozgrywek z sezonu 2008/09. Niestety… W kolejnej partii zawodnikom udało się dograć tylko do stanu 6:5 i ponownie zadrwiła z nich, a także z organizatorów energia elektryczna. Kolejnej próby wznowienia meczu już nie było. Zostanie on rozegrany w innym terminie od stanu 0:1 w setach dla Kopernicusa.
Zgodnie z planem odbywały się spotkania w Racławówce, gdzie emocje rosły z meczu na mecz. Na najsłabszym poziomie stał mecz PSP PLUS Zgłobień z Geberitem. Dużo mocniejszy siatkarsko zespół Geberitu, z aspiracjami na powrót do pierwszej ligi nie popisał się. Mimo tego, iż mecz wygrał wysoko to prezentował się słabo i popełniał dużo błędów. Jedynie w elemencie zagrywki kilka trudnych piłek posłali Tomek Żarek i Filip Reguła. Panowie ze Zgłobnia bardziej doświadczeni, ale o słabszych warunkach fizycznych starali się więcej bronić i gdyby popełnili mniej błędów na zagrywce to mogli uzbierać więcej oczek w każdym z setów.
Drugie starcie to mecz na szczycie grupy B II ligi, w którym Automotive VOlley Team Rzeszów pokonał 3:1 Salos Rzeszów. W pierwszym secie, w miarę wyrównanym przewagę dzięki dobrej zagrywce uzyskał Automotive. W tym elemencie wyróżniał się szczególnie Konrad Bednarczyk. Ostatecznie ta partia zakończyła się zwycięstwem jego zespołu 25:22. Dużo lepiej drużyna Salosu zaprezentowała się w drugiej odsłonie, a szczególnie skuteczni byli środkowi Rafał Mitka i Tomasz Wdowik. Grę dość ciekawie prowadziło dwóch rozgrywających- Paweł Murias i Sebastian Drajczyk. i dzięki temu Salos wygrał tą partię do 16. Gdy wyglądało, że losy meczu odwrócą się na ich korzyść, ponownie do gry powrócił Automotive szczególnie za sprawą dobrze dysponowanego Piotra Ochońskiego, który raz za razem wbijał mocne „gwoździe” w parkiet przeciwnika. Automotive wygrał trzeciego seta do 17, a podłamany Salos nie podjął już walki w czwartym i przegrał go aż do 14. Mecz prowadzony był w sennej atmosferze i oprócz niebrzydkich zagrań, pojawiały się też proste błędy.
Szlagierowo zapowiadał się pojedynek pomiędzy Pebisem a Royalami i był to najlepszy mecz dzisiejszego dnia. Był emocjonujący i stojący na dobrym poziomie siatkarskim. Grający od lat „żelaznym” składem Royale już nie po raz pierwszy w tej lidze dostarczyli sporo emocji, wykazując się sporą walecznością. Przeciw nim zagrała druzyna chyba o najlepszych warunkach fizycznych w naszej lidze, wzmocniona nowymi środkowymi ekipa Pebisu. Już rozgrzewka zapowiadała ciekawy mecz. Pierwszego seta po dobrej grze wygrała ekipa Royali, w której jak zwykle wysoką formę prezentował rozgrywający Andrzej Tereszkiewicz. Gdy w drugim secie Royale prowadzili już 11:5, a po długiej wymianie bardzo trudną piłkę wybronił wspominany już Tereszkiewicz zanosiło się na małą niespodziankę. W tym momencie do gry włączył się blok Pebisu i szybko na tablicy świetlnej pojawił się wynik 13:13. Rozpędzony Marek Żyłka, któremu wtórował Gabriel Bobula poprowadzili swój zespół do zwycięstwa w secie drugim. Grający na fali Pebis rozbił rywala w III odsłonie i wydawało się, że Royale już rękawicy nie podniosą. Nic jednak bardziej mylnego, bo jest to ekipa która walczy do końca. Gdy w końcówce Pebis prowadził już kilkoma oczkami byli mistrzowie ligi zerwali się do boju i przegrali tylko 27:25. Walka na przewagi to już tradycja w starciach tych zespołów. Warto przecież wspomnieć, że przed dwoma laty w starciu tych druzyn doszło do rekordowego wyniku w historii ligi. Jedna z partii zakończyła się rezultatem 41:39!